Róże to jedne z moich ulubionych roślin w ogrodzie. Są dumne, z charakterem, ale jeśli podejść do nich z czułością i konsekwencją, odpłacają się prawdziwym spektaklem kwiatów. W moim ogrodzie od lat rosną głównie róże wielkokwiatowe (herbatnie) i rabatowe (wielokwiatowe) – i to właśnie z nimi mam najwięcej doświadczeń związanych z cięciem.
Z innymi typami róż (pnącymi, parkowymi czy okrywowymi) mam kontakt sporadyczny – zdarzało mi się je przycinać w ogrodach znajomych, ale to właśnie te klasyczne róże ogrodowe są moimi niekwestionowanymi królowymi rabat. W tym artykule chcę podzielić się moimi wnioskami, błędami i trikami, które pomagają mi co roku uzyskać zdrowe, mocne krzewy i obfite kwitnienie.
Dlaczego przycinam róże?
Powiem szczerze – kiedyś się bałem. Miałem wrażenie, że każde cięcie to ryzyko. Że skrócę za bardzo, zostawię za mało oczek, usunę coś, co powinno zostać. Ale prawda jest taka, że róże kochają cięcie – o ile zrobi się je we właściwym czasie i z rozumem.
Dziś wiem, że przycinam róże po to, by:
- pobudzić je do intensywnego kwitnienia,
- utrzymać krzewy w zdrowiu i dobrej formie,
- zachować harmonijny kształt i zapobiec ich dziczeniu.
Z czasem zauważyłem, że im odważniej tnę – tym lepszy efekt. Oczywiście, trzeba wiedzieć co i gdzie, ale nie warto bać się sekatora.
Moje zasady cięcia róż
Z czasem wypracowałem sobie kilka żelaznych zasad, których trzymam się każdego roku:
- Sekator musi być ostry i czysty – to podstawa. Nic nie denerwuje mnie bardziej niż postrzępione rany po cięciu, a w przypadku róż wielkokwiatowych zdarza się, że pędy potrafią być naprawdę grube i mocno zdrewniałe u nasady. I tu zwykły sekator może nie dać rady, a warto nasadę krzewu również przycinać, aby roślinę odmładzać.
- Zawsze tnę skośnie, tuż nad oczkiem skierowanym na zewnątrz krzewu – to pozwala roślinie lepiej się rozwinąć i nie krzyżować pędów. Jednak jeśli macie wiele róż do przycięcia to tak mocno się na tym nie skupiajcie, bo wtedy cięcie zabierze Wam zdecydowanie za dużo czasu.
- Nie zostawiam martwych końcówek ani pędów cieńszych niż ołówek – one pochłaniają soki do wzrostu, ale nie gwarantują ładnego wyglądu – kwiaty na takich pędach będą słabe lub może ich nie być wcale.
- Cięcie wczesną wiosną, ogólnie rzecz biorąc w marcu – święty moment cięcia róż wyznaczają inne rośliny – forsycje – jedni tną przed, inni w trakcie ich kwitnienia, jeszcze inni po. Na pewno nie warto czekać z cięciem do kwietnia. Wówczas pąki już nabrzmiewają i wybijają, a szkoda, żebyśmy obcinali pędy z pąkami, w które roślina już zainwestowała swoją energię.


Jak tnę róże wielkokwiatowe (herbatnie)
Mam kilka pięknych egzemplarzy róż wielkokwiatowych (np. Doris Tysterman, La Perla) – to właśnie one dają duże, pojedyncze kwiaty na długich łodygach. I tu zasada jest prosta: mniej znaczy więcej.
Mój podstawowy sposób:
- Skracam każdy zdrowy pęd do ok. 10–30 cm, zostawiając 3–5 oczek.
- Szukam oczek skierowanych na zewnątrz i tnę nad nimi.
- Usuwam wszystko, co: cienkie, chore, martwe, rosnące do środka.
- Zostawiam tylko najmocniejsze pędy – im mniej ich zostanie, tym silniejsze będą kwiaty.
Dzięki temu co roku mam mniej kwiatów, ale za to spektakularnych – jak z obrazka. Idealne do wazonu, pachnące, potężne. I bardzo często trwałe – nawet w deszczu nie tracą uroku. Tylko ta Doris szybko śmieci płatkami.
Należy jednak pamiętać, że długość pędów pozostawionych po cięciu nie zawsze będzie taka sama. Przykładowo w zeszłym roku moje róże bardzo przemarzły. Wszystkie nieosłonięte kopczykami części zostały zabite przez silne mrozy i zimne wiatry! Wtedy róże przyciąłem praktycznie do samej ziemi. I co? I oczywiście poradziły z tym sobie bardzo dobrze, wypuszczając kilka, kilkanaście bardzo silnych pędów z dużymi kwiatami.

Jak tnę róże rabatowe (wielokwiatowe)
Róże rabatowe to zupełnie inna historia – tu liczy się efekt wow z daleka. Ich kwiaty są mniejsze, ale rosną w bukietach i obsypują krzew przez całe lato.
Mój podstawowy sposób:
- Każdy pęd skracam do 30–40 cm, a czasem nawet niżej, jeśli widzę, że krzew tego potrzebuje.
- Zostawiam 3–5 głównych pędów, silnych i zdrowych.
- Całą resztę bez żalu usuwam – lepiej mieć mniej, ale mocnych.
Po takim cięciu moje róże wręcz eksplodują zielenią i kwiatami – tworzą gęste, zwarte krzewy, idealne na pierwszy plan rabaty. Jeśli są regularnie odżywiane i podlewane, potrafią kwitnąć niemal non stop. Bywa wręcz tak, że mocno przycięte róże i tak wypuszczają dużo pędów, a jeszcze więcej kwiatów, przez co trzeba je podwiązywać, aby kwiaty nie dotykały ziemi!
I co dalej? Letnie cięcia i codzienna pielęgnacja
Cięcie wiosenne to nie wszystko. Przez cały sezon:
- usuwam przekwitnięte kwiaty – to naprawdę działa! Krzew natychmiast wypuszcza nowe pąki z kątów liści położonych poniżej linii cięcia.
- przyglądam się pędom – jeśli coś żółknie, krzyżuje się lub wygląda podejrzanie – od razu w ruch idzie sekator. Profilaktyka zdrowia roślin jest najważniejsza.
- pod koniec sezonu robię tylko lekkie przycięcie – głównie po to, by wiatr i śnieg nie połamały długich i rozwidlonych pędów w zimie. Śmiało można wtedy całą różę przyciąć na wysokości 50-70 cm. W ten sposób zabezpieczymy ją na zimę przed połamaniem, a wiosną i tak dużą część z tych pędów przytniemy jeszcze niżej.


Różane raje powstają na stertach pociętych pędów róż
Dokładnie tak jest – przepiękne ogrody różane, które obserwujemy na filmach, zdjęciach lub podczas odwiedzin takich miejsc, powstają właśnie dzięki temu, że ogrodnicy, które o nie dbają wycinają dziesiątki, setki i tysiące metrów pędów! Jeśli więc miałbym dać jedną radę początkującemu miłośnikowi róż, brzmiałaby ona tak: Nie bój się ciąć. Ty tego potrzebujesz. Róże odwdzięczą się przepięknym kwitnieniem, jeśli potraktujesz je w sposób zdecydowany.
Z mojej perspektywy róże wielkokwiatowe i rabatowe są doskonałe do nauki cięcia. Wybaczają błędy, szybko się regenerują i naprawdę potrafią odwdzięczyć się za troskę. Nie trzeba od razu znać wszystkich odmian i niuansów – wystarczy zacząć, obserwować i wyciągać wnioski. I mieć pod ręką dobry sekator.
Z czasem zbudujesz z różami prawdziwą relację – i wtedy cięcie stanie się nie tylko obowiązkiem, ale i przyjemnością.


Dodaj komentarz