Ogród po „mojemu” – kiedy żyjesz i tworzysz w cieniu wielopokoleniowego drzewa

Prowadzenie ogrodu w rodzinie wielopokoleniowej to jak sadzenie róż przy wietrze – niby się da, ale potrafi przynieść stres i zniszczenia poboczne. Ten tekst jest osobisty. Bo piszę o moim ogrodzie, który prawnie nie jest mój, choć oddaję mu serce, ręce i pomysły, przez co praktycznie należy tylko do mnie. Formalnie – wciąż stoi na rodziców. A właściwie na mamę – bo to jej dane widnieją w księdze wieczystej. Ja mam przestrzeń do działania. Mama parę lat temu wyraźnie to powiedziała, bym robił wokół domu rodzinnego co tylko zechcę. I tu powstała moja autonomia. Dość duża, ale wciąż nie jest to pełna wolność.

Autonomia – tak. Kooperacja – różnie bywa

Przejmowanie pieczy nad spuścizną przodków lub poprzedników wiąże się bardzo często z planowaniem i organizowaniem życia po swojemu. Pragnie się dokonać zmian zgodnych z duchem czasu, własnymi wizjami czy aspektami praktycznymi. W przypadku mojego domu rodzinnego, na działce, na której się znajduje, są pewne elementy i obiekty inżynieryjno-budowlane, które istnieją tam w stanie niezmienionym od powstania. I wołają o zmiany. Dla wszystkich z nich mam plany i zamierzenia, jednak nie wszystkie da się zrealizować bez zgodnej współpracy, a o współpracę czasami ciężko. Bo często jest tak, że na temat większych projektów, więcej osób ma coś do powiedzenia. Znalezienie wspólnego języka bywa trudnym zadaniem.

Najgorsze są jednak szpilki

Duże projekty zdarzają się rzadko, więc nie niosą permanentnego napięcia. Gorsze od nich wydają się małe, ale ciągłe szpilki, wbijane z różnych stron. Głównie przez mojego ojca.

W drugiej połowie lata 2023 roku przeszedłem zabieg artroskopii kolana i nie mogłem zajmować się ogrodem. Wyręczał mnie ojciec, raz lepiej, raz gorzej. Pewnego dnia bez konsultacji postanowił posiekać motyką puste przestrzenie po czosnkach ozdobnych. Przestrzenie, owszem, były puste, ale w gruncie czaiły się cebulki. Miałem wizję rabaty, która będzie grała światłem i strukturą jak muzyka. Z utęsknieniem czekałem na te majestatyczne kule. Ale zamiast fioletowego spektaklu, zastałem skopaną grządkę. Ojciec – w dobrej wierze – przejechał motyką, sądząc, że „tam przecież nic nie ma”. Niektóre cebule zostały uszkodzone i trzeba było je wyrzucić.

Rok później odnowiłem fotele tarasowe (pisałem o nich w tym artykule) – włożyłem serce i możliwie największą staranność w projekt, którego nigdy wcześniej nie wykonywałem. Fotele wyszły całkiem fajne. I co? Nie minął rok i już w siedzisku jednego z nich jest wypalona dziura. Ojciec jako palacz bardzo często zostawia po sobie tego typu niespodzianki. Takie sytuacje to drobiazgi w skali świata, ale w codziennym życiu – duże rysy na współpracy i woli realizacji czegokolwiek, bo później i tak może zostać to zniszczone w banalny sposób.

Rodzinne zależności, emocjonalne powrozy

Wielopokoleniowe ogrody to nie tylko gleba, kwiaty i przestrzeń. To także prawo własności, historia, przywiązanie do tradycji i często – zupełnie różne wizje piękna oraz różne style życia każdego z domowników. Starsze pokolenie nierzadko utożsamia „ład” z równymi rzędami pelargonii i trawnikiem jak z katalogu z lat 90. A młodsze? Chce różnorodności biologicznej i architektonicznej, permakultury, stref relaksu, ogrodów sensorycznych. I tu zaczyna się tarcie.

Dla mnie ogród to coś więcej niż estetyka. To forma ekspresji. Azyl. Miejsce regulacji emocji. Po całym dniu, po trudnej rozmowie – idę do ogrodu. Przesadzam, przycinam, układam kamienie. Ziemia działa jak gąbka – wchłania napięcia.

Ogród jako terapia

Nie przesadzam. Ogrodnictwo działa terapeutycznie. Liczne badania wskazują, że:

  • kontakt z naturą obniża poziom kortyzolu (hormonu stresu),
  • praca w ogrodzie poprawia nastrój poprzez produkcję serotoniny i dopaminy,
  • codzienna pielęgnacja roślin zwiększa poczucie sensu i sprawczości,
  • mikroruchy i fizyczna aktywność poprawiają jakość snu i koncentrację.

To nie magia. To biochemia. I z tego korzystam każdego dnia.

Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o ogrodoterapii to zajrzyj do tego materiału.

Jak rozbrajać rodzinne bomby ogrodowe – psychologia w praktyce

Z czasem nauczyłem się kilku rzeczy. Oto, co działało najlepiej:

1. Efekt stopniowego oswajania nowości (tzw. efekt ekspozycji): Zamiast rzucać nowy projekt z dnia na dzień, wprowadzam temat małymi porcjami. Pokazuję zdjęcia, opowiadam historie innych ogrodników. Ojciec oswaja się, nie czuje się zaskoczony. Po tygodniach – to już nie „dziwna nowinka”, tylko coś znajomego.

2. Technika pytania o zdanie (ale z ramami): Zamiast: „Zrobię tu strefę relaksu”, mówię: „Zastanawiam się, czy zrobić tu strefę z ławką czy z leżakiem – co myślisz?”. Wybór nie jest o tym, czy, tylko jak. To daje mu poczucie wpływu bez możliwości zatrzymania zmian.

3. Wspólne zadania – ale kontrolowane: Jeśli wiem, że ojciec ma tendencję do rujnowania mojej pracy z braku wiedzy – zapraszam go do działań, które są w miarę bezpieczne dla nas obu i dla projektu, który chce się zrobić. „Możesz podlać tamtą część, ja zajmę się tą nową.” Każdy ma swoje pole. Mniej kolizji.

4. Komunikacja bez zgrzytów: Zamiast mówić: „Znowu coś zniszczyłeś”, lepiej: „Trochę mi przykro, bo długo pracowałem nad tą rabatą. Następnym razem zostawię znacznik, żeby było wiadomo, co tam rośnie.” To nie atakuje. To pokazuje emocje i zaprasza do współodpowiedzialności.

Formalnoprawne rozwiązania dla większej swobody w ogrodzie rodzinnym

Jeśli działasz w ogrodzie, który formalnie nie należy do Ciebie, możesz rozważyć trzy opcje:

1. Ustanowienie służebności osobistej lub użytkowania – To umowa zawarta u notariusza, w której właściciel (np. rodzic) daje Ci prawo do korzystania z części nieruchomości. Masz wtedy prawne podstawy do działania, choć bez prawa własności.

2. Darowizna części działki lub podział geodezyjny – Jeśli warunki na to pozwalają, można formalnie wydzielić fragment ogrodu i przekazać go jako darowiznę. Ty zyskujesz swobodę, rodzice – często ulgę podatkową. Ważne: warto to przemyśleć w kontekście innych spadkobierców.

3. Umowa użyczenia – prosty papier, ale ważny – To nie jest skomplikowane: rodzic pisze, że użycza Ci ogród do określonego celu (np. użytkowania, urządzania). Dokument może pomóc w razie sporu – nie tylko rodzinnego, ale i administracyjnego (np. przy dotacjach czy interwencjach sąsiadów).

Na koniec – ogród jako lek na wszystko?

Nie. Ogród nie rozwiąże konfliktów rodzinnych sam z siebie. Ale może być pomostem. Przestrzenią spotkań. Czasem wystarczy wspólne sadzenie pomidorów albo podlewanie z dwóch konewek, żeby złapać kontakt, który zniknął w zgiełku codzienności.

Dla mnie to właśnie „ogród po mojemu”. Nie zawsze idealny. Nie zawsze łatwy. Ale mój – w sensie najgłębszym. Bo to, co tworzysz z sercem, zawsze zostawia ślad. Nawet jeśli ktoś przypadkiem przejedzie po nim motyką.

🔥 Odbierz listę 5 roślin, które rosną same! 🌿

Zapisz się na mój newsletter i dowiedz się, jak mieć ogród bez zbędnej roboty! 💪🌾

Nie spamujemy! Przeczytaj naszą politykę prywatności, aby uzyskać więcej informacji.

☕ Podobał Ci się ten wpis? Wesprzyj mnie kawą. ☕

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *